Dołączając do NEWSLETTERA zgadzasz się na wykorzystanie danych w celu informowania o kolejnych promocjach, aktualnościach i kampaniach. Zapoznaj się z polityką prywatności tutaj - Zobacz
Aldona Maria Rezka: 56 lat, tryskająca energią i wyglądająca ileś lat młodziej, choć przecież wciąż zmaga się ze skutkami wylewu. Teraz od ładnych kilku lat w wolnym związku z jej prawdziwą miłością. Po trzech małżeństwach (z Polakiem, Polako-Niemcem i Włochem) nie zamierza wychodzić za mąż, ale też nie zamierza przestać kochać… swojego Włocha i swojej Italii.
– Aldono, chyba muszę cię poprosić o twój PESEL, czyli o włoski odpowiednik, jakim jest codice fiscale. Nie wierzę, że jesteś 55+.
– To włoski klimat, włoscy mężczyźni i mój własny. Tu wszystkie jesteśmy ragazze, czyli dziewczyny. Piękne i traktowane jak księżniczki… Za to uwielbiam Włochy i Włochów. Tu każda kobieta jest dowartościowywana na każdym kroku, każda jest niepowtarzalna. Przyjechałam pierwszy raz na wakacje – miałam wtedy 27 lat – na zaproszenie mojej koleżanki z Kalabrii. Wszystko mi się podobało: te kolory, pogoda, morze a wszyscy tacy piękni, pogodni i zadbani, w tym mężczyźni, którzy wiedzą, jak schlebić kobiecie.
– I zakochałaś się?
– We Włoszech, nie w konkretnym Włochu… Starałam się przyjeżdżać na każde wakacje, szlifować język i chłonąć smaki, zapachy. Jednak za mąż wyszłam za Polaka… niestety nie ułożyło się nam. Miałam wtedy 19 lat i wiele marzeń, w wieku 20 lat urodziłam córkę. W pracy jako księgowa zarabiałam godnie, ale nie lubiłam tego. Po 8 latach rozstaliśmy się. Jedynie wyjazdy do Włoch mnie ładowały energetycznie. Tu czułam się… sobą
– Jednak mieszkałaś nadal w Polsce?
– Tak, wyszłam drugi raz za mąż, za pół Polaka, pół Niemca. Po trzech miesiącach zginął on w wypadku samochodowym. Zostałam sama z moją córką. I chyba czekałam na miłość, taką bardziej dojrzałą, bo te wcześniejsze były… jakby to powiedzieć… mało dojrzałe, jak dziś na to patrzę.
– Czas na Włocha właśnie w wakacje?
– Tak, mój trzeci mąż był Włochem, ale poznanym w Polsce… W wieku 37 lat przyjechałam wreszcie na stałe do mojej Italii. W Ferrarze był nasz ślub i 13 lat minęło zanim zapadła decyzja o rozstaniu. Taki kryzys na podwójne 7 lat… W tym związku urodził się mój syn, dziś 19-latek. A wiesz, że jestem już babcią?! I do tego nieprzytomnie zakochaną w moim 4-letnim wnuku?! Ale po kolei…
– Właśnie, na razie to jesteśmy z 37-letnią czy 40-letnią Aldoną i jej trzecim mężem Włochem w Ferrarze…
– Włosi to spryciarze. Tu chciałabym przestrzec – ostrożnie z nimi, nie bierzcie na poważnie ich komplementów. Dla nich to sposób bycia i życia przy ich gorącym temperamencie… Zanim się trafi na tego jednego, trzeba nauczyć się patrzeć. Trzeba mieć farta…
– Czyli odradzasz Polkom szukanie męża we Włoszech?
– Odradzam przyjazd do Włoch z takim nastawieniem. Trzeba tu pobyć, rozejrzeć się, zobaczyć, czy nam odpowiada ich sposób bycia, ich wesołość, gadatliwość i temperament. Nie dajmy się nabierać, często szukają po prostu rozrywki i dziwią się, że tego nie rozumiemy.
– Ty znalazłaś jednak tego jedynego?
– Och, mój jest wspaniały… Zawsze mogę na niego liczyć. Oboje jesteśmy już dojrzali, on na emeryturze, a ja od 12 lat robię to, co kocham: jestem kosmetyczką. Tu we Włoszech ukończyłam szkolenie w tym zawodzie i to jest to.
– Czyli będzie kolejny ślub?
– Co to, to nie! Do trzech razy sztuka, ślubów wystarczy. Znalazłam wreszcie miłość dojrzałą, a może ja trochę dojrzałam? Nie mieszkamy razem, nie piorę jego skarpetek – to robi jego 99-letnia mamusia… Ona też na co dzień mu gotuje, nawet swoje mieszkanie kupił sobie na tym samym piętrze, co mamusia. Włosi to maminsynkowie, tu mówi się o nich mammoni. Żadna inna kobieta nie ma co z nią konkurować, bo i tak nie ugotuje lepiej, nie wyprasuje lepiej. To właśnie to, o czym mówiłam wcześniej: do danej kultury trzeba się dostosować, polubić panujące zwyczaje i… wziąć, co tobie odpowiada. Razem robimy wiele pięknych rzecz, jesteśmy dla siebie atrakcyjni, a mieszkając 5 km od siebie jest to wystarczająco blisko, ale też wystarczająco daleko. Więc jestem prawie 60-letnią księżniczką, co prawda po wylewie, ale to minie. To tylko takie chwilowe, cavolo, ograniczenie. Teraz jestem szczęśliwa, tak od 7 lat jestem szczęśliwa w mojej Bolonii. Każdy dzień jest dla mnie nagrodą i promykiem, który chwytam i trzymam…
– Jako kosmetyczka jesteś też swojego rodzaju psychologiem dla swoich klientek. Co im mówisz, jak narzekają na swój los czy swoich partnerów?
– Postarajcie się popatrzeć z boku na wasze życie, może nie jest tak źle, jak wam się wydaje? Może trzeba zawalczyć, postawić się i coś zmienić? A może wyjść ze swojej skorupki, ze swojego „komfortu”, który powoduje dyskomfort i poszukać swojej drogi? Czasami rozwiązanie rebusu jest bliżej niż myślimy…
– Czego mam ci życzyć?
– Zdrowia, o resztę zadbam sama!
– Więc od całej naszej redakcji życzę ci całych pokładów zdrowia.
Z Aldoną Rezką rozmawiała Ewa Trzcińska
Zdjęcia: Aneta Malinowska