WCZYTUJĘ

Wpisz szukaną frazę

Redaktor AgeFree

Kult młodości jest passé

Udostępnij

Kult młodości jest passé. Nowy kierunek to apoteoza dojrzałości. Ten trend ma już swoich bohaterów, wyznawców i hasła.

Kult młodości był reakcją na lęk przed śmiercią. Tą dosłowną, ale też społeczną, która następowała długo wcześniej. Szczególnie kobiety stawały się niewidzialne po przekroczeniu pewnej granicy wieku, na ogół niedługo po czterdziestce. Ale to się zmienia, świat zaczyna zauważać ludzi dojrzałych. Wynika to w znacznej mierze z faktu, że żyjemy średnio trzydzieści cztery lata dłużej niż pokolenie naszych pradziadków – w związku z tym starszych ludzi jest coraz więcej.

Nie da się nie zauważyć, że mieszkańcy krajów europejskich starzeją się bardzo szybko, a mieszkańcy innych kontynentów również nie młodnieją. W roku 1960 średnia wieku wynosiła w Polsce dwadzieścia lat, dziś średni wiek to czterdzieści, w 2060 będzie to aż pięćdziesiąt dwa lata – dwa razy tyle co sto lat wcześniej. Nie da się tej tendencji dłużej ignorować. A i sami seniorzy nie chcą być dłużej ignorowani przez młodszą część społeczeństwa, polityków, projektantów i producentów, twórców kultury oraz media.

Dlatego nie ma wyjścia: dojrzałość pozostaje nam nie tylko zaakceptować, ale i polubić. Jak się okazuje po bliższym przyjrzeniu się, wcale nie jest to trudne. Współcześni seniorzy coraz częściej wymykają się stereotypom i żyją tak, jakby za nic mieli swoje metryki.  Z refleksji, że wiek nie musi ograniczać, płynie nie tylko akceptacja dla „wiekowienia” – rośnie również atrakcyjność zarówno tego procesu, jak i stanu nazywanego starością.

Przyszłość ma twarz dojrzałej kobiety

Najlepszą ilustracją zmiany w postrzeganiu ludzi dojrzałych jest historia współpracy marki Lancôme z Isabellą Rossellini. Niedługo po swoich czterdziestych urodzinach aktorka usłyszała, że jest za stara i nie może być dłużej twarzą brandu. Powiedziano jej, że kobiety nie utożsamiają się z nią, bo chcą być młodsze. Jej kontrakt wygasł, gdy miała czterdzieści trzy lata. Dokładnie dwadzieścia lat później nowa dyrektor Lancôme namówiła Isabellę do powrotu. Pomimo, że gwiazda poczuła się dwie dekady wcześniej potraktowana bardzo niesprawiedliwie, nie żywiła urazy. Z ciekawości przyjęła zaproszenie na pierwszą po długiej przerwie rozmowę i z radością zauważyła, że w managemencie firmy również nastąpiła zmiana – paternalistycznego, protekcjonalnego dyrektora zastąpiła energiczna kobieta jeżdżąca na motorze.

Dziś Isabella ma sześćdziesiąt pięć lat, bierze udział w kampaniach reklamowych, promuje kosmetyki a w wolnych chwilach zajmuje się… kurami. Napisała nawet książkę „Moje kury i ja”. Absolutna kwintesencja dojrzałej kobiety naszych czasów: aktywna zawodowo, akceptująca swój wiek i wygląd, oddająca się swoim pasjom, i mająca gdzieś opinię ludzi, którzy mogliby uznać jej potrzebę otaczania się kurami za co najmniej osobliwą.

Wolność od metryki

Takich kobiet jest dużo więcej – na świecie i w Polsce. Na fanpage’u „Agefree – wolni od metryki” każdego dnia publikowane są historie z życia zagranicznych i polskich seniorów, którzy wyłamują się ze schematycznego myślenia o starości. Z komentarzy pod postami wyłania się obraz współczesnej dojrzałej polskiej kobiety (92% obserwatorów strony to kobiety, z dominującą reprezentacją grup wiekowych 35-44, 45-55, 55-64 i 65+, udział procentowy odpowiednio: 26%, 27%, 22%, 14%), która nie boi się zmiany zawodu po pięćdziesiątce, kończy kolejne studia i kursy, skacze ze spadochronem po sześćdziesiątce, jeździ na rolkach, chodzi w szortach, podróżuje, lubi seks i jest otwarta na miłość. Oczywiście nie wszystkie kobiety takie są, ale te, które jeszcze nie mają odwagi, nabierają jej, gdy widzą, że można pokierować swoim życiem w jego trzecim akcie* inaczej niż było to przyjęte.

Sky is the limit

Odchodzi się bowiem od koncepcji życia jako linii, która ma kształt łuku osiągającego najwyższy punkt po środku, a potem opadającego (co symbolizowało malejące możliwości ludzi po czterdziestce), na rzecz trójwymiarowych schodów. Ich parametry – szerokość i wysokość stopni wyznaczamy sobie sami, ich limit zaś wyznacza niebo. Nieważne, ile mamy lat – u progu lat dwudziestych XXI wieku możemy spełniać marzenia i uprawiać aktywności dotąd zarezerwowane dla młodych.

Bez względu na to, czy pierwsza cyfra w naszym numerze PESEL to cztery, pięć czy sześć mamy tyle lat, na ile się czujemy (badania przeprowadzone na ponad pięciuset tysiącach osób w wieku 10-89 lat wykazały, że im jesteśmy starsi, tym czujemy się młodziej, a pod moim postem o dwudziestolatce zamkniętej w ciele siedemdziesięciolatki odezwało się wiele  głosów potwierdzających, że bez względu na ilość przeżytych lat często czujemy się jakbyśmy wciąż mieli ich dwadzieścia kilka) i od nas zależy, co zrobimy z resztą życia. A najlepiej jest zrobić z nią to, na co ma się ochotę – bez oglądanie się na swój wiek i to, co za nami. Ważniejsze jest to, co przed nami. Jak powiedziała mi moja dobiegająca siedemdziesiątki mama otwierając swoją aplikację do nauki angielskiego: „Przecież ja mogę żyć sto lat, trzeba się czymś zająć przez ten czas.”

Smart aging

Takie pozytywne podejście do starzenia się nazwałam „smart aging” mając w pamięci, że już w dzieciństwie (sic!) uznałam, iż do bycia 60+ można, a wręcz należy się przygotować. A przede wszystkim nastroić się do tego optymistycznie. To założenie wynikało z mojej natury, której obcy jest pesymizm, ale było bardzo słuszne – przeprowadzone ostatnio badania wykazały, że pozytywne myślenie o starości przedłuża życie o prawie osiem lat. Sprzyja też temu, żeby możliwie wcześnie podjąć aktywności profilaktyczne: regularną aktywność fizyczną, zoptymalizowaną do swoich potrzeb dietę, odpowiednią ilość snu.

Ludzie zaczynają myśleć o starości najczęściej po przekroczeniu połowy życia, czemu ja zaczęłam myśleć o tym w dzieciństwie? Byłam wychowana w długowiecznej rodzinie, każde wakacje spędzałam u pradziadków jednych lub drugich, więc oczywiste było dla mnie, że ja też będę tak długo żyć.  Mam to zapisane w  genach. Szybko zaczęłam to traktować jak kapitał, o który trzeba zadbać. Na wyobraźnię dodatkowo podziałał mi widok babci koleżanki, która w wieku sześćdziesięciu pięciu lat była bardzo schorowaną kobietą. Pewnego dnia pokazała mi dwie reklamówki pełne lekarstw. Po kolei zaczęła je wyciągać z pierwszej torby mówiąc: „to na wątrobę, to na cukrzycę, to na woreczek żółciowy”. Potem sięgnęła po drugą i dodała: „a to na skutki uboczne”. To mną wstrząsnęło, miałam dziesięć lat i wiedziałam, że ja tak nie chcę.

Od trzydziestu czterech lat konsekwentnie trzymam się postanowienia o niefaszerowaniu lekami, zachowaniu sprawności i zdrowia. Robię to dla tej siebie, jaką będę za dwadzieścia, trzydzieści i czterdzieści lat.

Urodzone współcześnie dzieci w większości też mają zapisane długie życie – dziecko urodzone na przykład w 2007 roku ma 50% szans na dożycie 104 lat. Uświadomienie sobie tego odpowiednio wcześnie może wpłynąć na codziennie podejmowane decyzje i wybieranie tego, co sprawi, że ciało  będzie zużywać się wolniej i nie będzie narażone na choroby przewlekłe. Ale bez względu na to, kiedy dojdzie się do takiego wniosku, nigdy nie jest za późno, żeby zacząć się ruszać i dbać o jakość posiłków.  I znowu sięgnę po przykład mi najbliższy – mojej mamy. Ona zaczęła ćwiczyć, gdy przeszła na emeryturę. Wcześniej wszelki fitness był jej obcy. Dziś chodzi na zumbę, siłownię, jeździ kilkadziesiąt kilometrów na rowerze dziennie. Zmiany w jej ciele i samopoczuciu były zauważalne bardzo szybko.

Starość dobrze zaprojektowana

Na zmiany nigdy nie jest za późno, ale im wcześniej zaczniemy je wprowadzać, tym lepiej. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak będzie wyglądać nasze życie w ostatnich trzech dekadach. Twierdzę wręcz, że mamy obowiązek przygotować się do nich tak, żeby nie stanowić ciężaru dla otoczenia. A żeby czerpać prawdziwą satysfakcję z bycia seniorem, warto sobie własną starość zawczasu zaprojektować, i zrealizować ten projekt. Wymaga to wysiłku i samodyscypliny, ale po stokroć warto.

Kiedy ostatnio udzielałam odpowiedzi na pytanie, kto jest dla mnie człowiekiem sukcesu, napisałam, że osobą tą jest Helena Norowicz – kobieta, która w ósmej dekadzie życia podjęła nowe wyzwania zawodowe stając się ikoną modelingu. Wróciła też do grania w teatrze. Do tego robi szpagat, jakiego pozazdrościć mogą jej kobiety cztery razy młodsze. I mówi, że tak jak jej równolatki jest „stara i zmęczona”, ale w przeciwieństwie do koleżanek, jej się chce. Dla mnie największym sukcesem jest pokierowanie swoim życiem i procesami myślowymi tak, żeby nawet w bardzo zaawansowanym wieku mieć energię i chęć na więcej.

I nawet jeśli pani Helenie zdarzyło się na początku pomyśleć, że może jest za stara na modelkę, pokazuje swoim przykładem, że to sformułowanie powinniśmy wykreślić ze słownika. Dlatego jeśli wahacie się jeszcze, czy zacząć coś nowego, i tłumaczycie rezygnację zaawansowanym wiekiem, pomyślcie, że już nigdy nie będziecie młodsi. Żeby zobaczyć, do czego zdolni są współcześni seniorzy zajrzyjcie na profil „Agefree”. Dawka inspiracji publikowana tam każdego dnia odczarowuje starość z mitu bycia nieradosną. Nowa starość to radość, a „old is the new black”.  

Trzecim aktem nazwała ostatnie trzy dekady życia Jane Fonda w przemówieniu, które wygłosiła w 2011 roku na TEDxWomen. Ona jest też autorką metafory porównującej życie do schodów – symbolu wspinaczki ludzkiego ducha. I z całym przekonaniem twierdzi, że teraz, w swojej ósmej dekadzie, jest najszczęśliwsza i ma najlepszy czas w życiu. Patrząc na nią nietrudno w to uwierzyć.

Aleksandra Laudańska