WCZYTUJĘ

Wpisz szukaną frazę

Tags: , , , Redaktor AgeFree

„Babcia z plecakiem” – mówi o sobie emerytowana nauczycielka, Jola Rydkodym, która właśnie wróciła z Madagaskaru

Udostępnij

Jola Rydkodym, aka Pani na Grani (vel Podróże po babsku), to kobieta o nieposkromionej energii. Jej życiowe motto brzmi: „Kto chce, szuka sposobu”. A ona chce – podróżować, doświadczać nowego, poznawać świat i ludzi. Przez wiele lat swój apetyt na życie i wędrówki realizowała z ukochanym mężem – jej najlepszym przyjacielem. Gdy odszedł, musiała się wewnętrznie poskładać. Postanowiła wtedy znaleźć jakiś sposób na radość w życiu. Dziś ma ich wiele – sposobów i radości. Podróże od niemal 10 lat są ważną częścią jej emeryckiego życia i ogromnym źródłem życiowej energii. Swoimi przygodami dzieli się na profilu facebookowym i podczas spotkań poświęconych poznawianiu świata i jego najpiękniejszych zakątków. O swojej podróżniczej pasji i o tym, jak w porozumiewaniu się za granicą pomaga jej translator V4 firmy Vasco, opowiedziała też Oli Laudańskiej. 

Madagaskar, Aleja Baobabów, Morondava, 2024

Jolu, niedawno wróciłaś z Madagaskaru, masz już zaplanowaną kolejną podróż. Dokąd? I ile takich podróży rocznie odbywasz?

Zaplanowane mam dwie podróże. Już jutro jadę ze swoją czwórką wnuków i przyczepą kempingową nad Jezioro Tarnobrzeskie, gdzie spędzimy 2 tygodnie wakacji. Uwielbiam tę naszą coroczną tradycyjną przygodę. Będzie to już nasz piąty wyjazd, choć przez pierwsze dwa lata wnucząt było dwoje, pozostała dwójka musiała „dorosnąć”. W komplecie jedziemy trzeci raz.

Natomiast po połowie sierpnia jedziemy z moimi podróżniczymi przyjaciółmi na Wyspy Owcze, gdzie spędzimy tydzień. Tym razem bierzemy dwa swoje samochody i płyniemy promem. Z kalkulacji wyszło nam, że to będzie najtańsza opcja. Wyspy Owcze to dość drogi kierunek.

Do czasu przejścia na emeryturę zazwyczaj wyjeżdżałam gdzieś do ciepłych krajów na ferie zimowe, a potem podczas wakacji. I to nie zawsze za granicę. Były wtedy 1-3 podróże rocznie. Teraz, na emeryturze, kiedy mogę wyjeżdżać poza szczytem sezonu, a i czas mnie mniej ogranicza, tych podróży jest zazwyczaj więcej. Jak dotychczas rekordowy był 2023 rok, kiedy w 5 podróżach odwiedziłam 9 krajów. W 2022 było ich 3, a 2024 też zapowiada się skromniej, choć do końca roku daleko, a ja potrafię działać spontanicznie i spakować się nawet z dnia na dzień, jeśli trafi się jakaś atrakcyjna okazja!

Wymieniłam tu jedynie podróże zagraniczne, ale jeśli do tego dodać wyjazdy w góry, spływy kajakowe czy wyprawy rowerowe z sakwami i namiotem, to liczba moich rocznych eskapad znacznie wzrasta.

Madagaskar, Park Narodowy Tsingy de Bemaraha, 2024

To ile krajów już odwiedziłaś?

Madagaskar był 53. krajem. W tej liczbie są głównie państwa europejskie i azjatyckie. W Afryce byłam w Maroku i teraz na Madagaskarze. Natomiast nigdy nie byłam na żadnym amerykańskim kontynencie i teraz marzy mi się któryś z krajów “za wielką wodą”. Oczywiście na skrzydłach poleciałabym do Australii i Nowej Zelandii, ale póki co nie wydaje się to możliwe.

Wiem, że kiedyś podróżowałaś z mężem, ale kiedy go zabrakło, zaczęłaś wyjeżdżać sama, nie bałaś się?

Całkiem sama pojechałam tylko przejść Drogę Św. Jakuba z Porto do Santiago de Compostella. I ani przez chwilę niczego się tam nie bałam. Miałam wręcz ogromne poczucie wolności i radości. Uważam, że samotne Camino to wspaniałe przeżycie i polecam każdemu.

Natomiast w pozostałe podróże zawsze wyjeżdżam z kimś. Lubię wesołe towarzystwo, lubię się dzielić przeżyciami, lubię wieczorne pogaduchy i wspólne posiłki. A poza tym współudział moich przyjaciół w organizacji takich podróży jest bezcenny. Jedni zarezerwują noclegi, inni wyszukają najkorzystniejsze loty, jeszcze inni zaplanują kolejność odwiedzonych atrakcji i całą logistykę. Dużo łatwiej wtedy ogarnąć więcej wyjazdów i są one znacznie tańsze niż wycieczki wykupione w biurze turystycznym, a do tego są idealnie dopasowane do naszych preferencji.

Nie było łatwo znaleźć towarzystwo, które akceptuje taką samą formułę wyjazdów, np. noclegi pod namiotem albo w wieloosobowych salach, wędrówki górskie, które są nieodzowną częścią naszych podróży, nastawienie na zwiedzanie atrakcji przyrodniczych znacznie bardziej niż architektonicznych i historycznych itd. Jestem bardzo szczęśliwa i wdzięczna, że udało mi się spotkać takich ludzi, choć początkowo nie było to łatwe i oczywiste. Grunt, że się udało!

Co gna cię w świat?

Mówię żartobliwie, że urodziłam się chyba z genem włóczęgi. Uwielbiam przygody i kontakt z przyrodą, jestem bardzo wrażliwa na cuda natury i na piękne widoki. Bardzo ważnym aspektem wypraw są dla mnie kontakty z tubylcami, jestem otwarta na inne kultury i egzotyczne smaki. Lubię ten stan oderwania się od codziennych spraw, skoncentrowania się na przeżyciach, obserwowania, jak żyją ludzie i jak są różni od nas, a zarazem jak podobni. I, choć zawsze ceniłam Polskę jako swoje miejsce do życia, im więcej podróżuję, im więcej przyglądam się ludziom i widzę, jakie mają problemy, tym bardziej jestem wdzięczna opatrzności, że urodziłam się właśnie tutaj. Polska jest piękna, różnorodna, bezpieczna i przyjazna. I – wbrew wszelkim jęczyduszom – żyje się tu całkiem łatwo, również pod względem ekonomicznym.

Podsumowując: uwielbiam podróżować, ale kocham też wracać na „swój kawałek podłogi”.

Polska, trasa Green Velo, 2022

A jak porozumiewasz się z lokalsami?

Znam trochę angielski i w takich kwestiach, jak rezerwacja noclegu czy zakup biletu radzę sobie zazwyczaj. Co innego, gdybym chciała porozmawiać na bardziej swobodne tematy – wtedy wszystko zależy od nastawienia obu stron. Jeśli moi rozmówcy wykazują rzeczywiste zainteresowanie porozumieniem, a do tego są cierpliwi i wyrozumiali – dogadamy się. Jeśli nie ma takiej woli – lepiej ograniczyć się do formalności.

W ostatnim czasie stałam się szczęśliwą posiadaczką translatora V4 firmy Vasco. To ogromne ułatwienie z kontaktach z lokalsami, bo można mówić w swoich ojczystych językach i porozumieć się. Otwiera to możliwość rozmów na każdy temat – w sam raz dla mnie, bo jestem gadułą i lubię rozmawiać z ludźmi.

Takie elektroniczny tłumacz bardzo przydaje się też, gdy zależy mi na precyzyjnym przekazie tego, co chcę powiedzieć, szczególnie w bardziej oficjalnych kontaktach. Korzystam wtedy z translatora jako, że mówiąc po angielsku robię błędy i mam typowo polski akcent, a zależy mi na tym, żeby być dobrze zrozumianą.

Sri Lanka, rozmowa z Kochem buddyjskim, 2024

Od jakiegoś czasu podróżujesz z innymi kobietami, jak się to zaczęło? Kim są te dziewczyny – to twoje znajome czy nieznane ci osoby?

Zaczęło się od służbowych znajomych. Jeździłam co roku na szkolenia z tą samą grupą nauczycieli. Gdy chciałam wyruszyć do Norwegii z przyczepą kempingową, pytałam wszystkich znajomych, również znajomych ze szkoleń, czy nie byliby zainteresowani taką podróżą. Okazało się, że właśnie tam znalazłam 3 zainteresowane osoby – same kobiety.

Początkowo stresowało mnie, czy podołamy technicznie i siłowo z obsługą przyczepy, ale potem stwierdziłam, że na pewno damy sobie radę, a żeńska ekipa w takiej 6-tygodniowej podróży to dodatkowy smaczek. I rzeczywiście, bawiłyśmy się doskonale, a ta pierwsza podróż była początkiem wielu wspólnych wyjazdów – z przyczepą, ale też lotniczych czy górskich.

Z czasem pojawiły się nowe osoby – poznane w podróży, znajomi znajomych czy też poznane w internecie. Nawet czasem pojawia się jakiś pan, choć zdecydowanie przeważają panie. Tym sposobem ekipa rozrosła nam się do kilkunastu potencjalnych uczestników. Jeszcze całą taką zgrają nigdzie nie byliśmy, bo gdy pada jakaś propozycja, zawsze część osób ma różne ograniczenia: czasowe, finansowe, losowe i inne. Czasem po prostu ktoś nie jest zainteresowany kierunkiem lub rodzajem podróży. Ale w tym gronie zawsze zbierze się grupka w sam raz na wyjazd.

Co dają podróże?

Myślę, że nie ma uniwersalnej odpowiedzi, ale mogę powiedzieć, co dają mi. Trochę już o tym powiedziałam wcześniej, tak bardziej ogólnie. Teraz dodam jeszcze kilka korzyści, takich wynikających szczególnie z sytuacji życiowej, w której jestem, czyli wdowy-emerytki.

Podróże to aktywność. Ćwiczenie ciała i umysłu. I radość dla duszy. Zaczyna się od planowania i organizacji. To proces wymagający skupienia, zbierania informacji, zmuszający głowę do wysiłku – bezcennego dla zachowania sprawności intelektualnej i ćwiczenia pamięci.

Potem jest wyjazd, a podczas niego ciągły ruch, wycieczki po okolicy, wędrówki górskie, pływanie. Lubimy korzystać z wypożyczalni rowerów albo kajaków i nimi penetrować zakątki niedostępne na piechotę. Noszenie plecaka czy rozbijanie namiotu to ciągła gimnastyka. Jeżdżę też na typowe wyprawy rowerowe i kajakowe, a to ruch nieustanny i bardzo pożyteczny.

Podróże to emocje, przygody, przeżycia. Nie chcę siedzieć na kanapie przed telewizorem, nie chcę wyczekiwać, że coś mi się w życiu wydarzy – chcę kreować własny scenariusz i gromadzić wspomnienia. Chcę przeżywać radość, zachwyt, wdzięczność, nawet jeśli czasami to też odczuwanie obaw czy stresu – we wspomnieniach zawsze zwyciężają pozytywne wrażenia. Nie chcę też żyć życiem dzieci, nadmiernie oczekiwać ich uwagi i zainteresowania. Uwielbiam z nimi być, pomagać im i spędzać z nimi czas i wiem, że one to bardzo lubią i cenią. Ale chcę też mieć własne sprawy, własne życie, a dzieciom pozostawić niezbędną dla nich przestrzeń.

Podróże to rozrywka. To oderwanie się od codziennych spraw, obowiązków a nawet smutków. To skupienie się na nowych doświadczeniach, zupełnie niepodobnych do zwykłego życia emeryta, to poszukiwanie rozwiązań w niespodziewanych sytuacjach i radzenie sobie z niedogodnościami.

Podróże to bezcenne kontakty z innymi ludźmi. Z towarzyszami podróży – wspólne radości, ekscytacje, zachwyty, śmiech, wygłupy i rytuały. Ale też tolerancja, cierpliwość, szukanie najlepszych rozwiązań. Z osobami poznanymi w podróży – wiedza o warunkach ich życia, o problemach, z którymi się zmagają, o tym, co nas łączy, a co dzieli. Czasami te znajomości przeradzają się w kontakty internetowe.

Podróże to po prostu poznawanie świata! Pięknych zakątków, niesamowitych cudów natury, egzotycznych widoków, całkiem innej roślinności, zwierząt znanych wcześniej jedynie z zoo, urokliwych miasteczek, klimatycznych wiosek, nieznanych smaków, obyczajów i tradycji.

Norwegia, lodowiec Nigardsbreen 2015

Co byś powiedziała osobie, która chce zacząć zwiedzać świat, ale ma obiekcje, że to drogie i potencjalnie niebezpieczne?

Nie ma innego sposobu niż przełamać te lęki, odważyć się, zrobić ten pierwszy krok.

To jest ogromnie smutne, że ludzie marzą o czymś całe życie, pragną czegoś, czekają aż nadejdzie, aż się spełni, a nie podejmują nawet próby przybliżenia się do realizacji tego marzenia, sprawdzenia, czy to naprawdę takie trudne, drogie i ryzykowne. I tkwią całe życie w tych tęsknotach niespełnionych, zamiast cieszyć się i żyć zgodnie z marzeniami.

Można zacząć od czegoś niewielkiego, nieodległego, powszechnie uznawanego za bezpieczne i atrakcyjne i zobaczyć, jak nam pójdzie. Która szala przeważy: czy ta z radością, szczęściem i cudownymi wspomnieniami czy ta ze stresem, lękami i dyskomfortem.

Ja zaczęłam od Teneryfy – to była podróż okupiona ogromnym stresem i obawami debiutantki, a zakończyłam ją z poczuciem niebywałej mocy, radości i sprawczości. Przyprawiła mi skrzydła do ramion. Życzę każdemu takiej siły, która pozwoli zagłuszyć lęki w głowie i sięgnąć po marzenia!

Ale bywa niebezpiecznie – w przedostatniej podróży na Sri Lankę miałaś nieprzyjemną przygodę, opowiedz, co się stało.

Tak, pierwszy raz odkąd podróżuję musiałam skorzystać z pomocy lekarskiej. Miałam dwa incydenty, oba z lewą stopą, na szczęście to nie było nic poważnego. Najpierw pogryzły mnie mrówki, stopa bardzo spuchła, była zaczerwieniona i niewiarygodnie swędziała. Na szczęście lekarz od razu stwierdził odczyn alergiczny na jad mrówek i przekazał mi odpowiednie leki, które bardzo szybko pomogły. A po kilku dniach tak niefortunnie stanęłam na tej stopie, że wykrzywiła mi się nienaturalnie i zaczęła bardzo boleć. Znów musiałam zasięgnąć porady lekarskiej, wykonano mi prześwietlenie i wykluczono złamanie, o którym ja byłam przekonana. Mogłam więc chodzić bez ryzyka, ale ból, łagodzony nieco maściami przepisanymi przez lekarza, towarzyszył mi w stopie właściwie do końca wyjazdu.

Jak sobie poradziłaś w komunikacji z lekarzem na Sri Lance? I jak sprawdził się translator? Co daje ci świadomość, że masz takie urządzenie?

Już dawno doszłam w życiu do wniosku, że nic nie zdarza się nam przypadkiem. Bo czyż nie jest to niezwykłe, że konieczność skorzystania przeze mnie z pomocy lekarskiej zdarzyła się właśnie w tej podróży, w której pierwszy raz miałam ze sobą translator? Może moim angielskim powiedziałabym lekarzowi, co mnie boli, ale na pewno nie zrozumiałabym diagnozy i zaleceń lekarza! To było wspaniałe uczucie rozumieć dzięki translatorowi, co lekarz do mnie mówi. Dało mi to ogromne poczucie bezpieczeństwa. Nie zamierzam już podróżować bez niego!

Czy jest trudny w obsłudze?

Translator V4 jest bardzo intuicyjny. Bałam się, że zanim ogarnę jego uruchomienie i obsługę mój rozmówca straci cierpliwość i zainteresowanie, ale to jest tak proste, że nie miałam z tym żadnego problemu. Nawet ktoś z tak małym doświadczeniem z gadżetami elektronicznymi, jak ja pojmie wszystko w mig. Bardzo lubię też korzystać z funkcji tłumaczenia tekstów. Tłumaczyłam sobie w ten sposób nie tylko menu w restauracjach (dostępne w ponad 100 językach!), ale lubiłam też sprawdzać inne napisy i informacje – na dworcach, na szlakach, na zabytkach i wszędzie, gdzie mnie coś zainteresowało. Dzięki temu dowiadywałam się o różnych ciekawostkach, o informacjach dla podróżnych, a nawet znajdowałam właściwą toaletę podpisaną jedynie w języku tubylców.

Sri Lanka, tłumaczenie informacji w świątyni buddyjskiej, 2024

Na koniec – skąd czerpiesz swoją niespożytą energię? Jak dbasz o formę i zdrowie?

Nie robię nic specjalnego. Staram się jeść zdrowo, bo jestem przekonana, że to podstawa dobrego samopoczucia. Dużo warzyw, nieprzetworzona żywność, proste potrawy. Staram się też ruszać sporo i to jest oczywiste w czasie podróży, ale gdy wracam do domu zawsze mam taki czas, że wręcz nie wychodzę z domu i przemieszczam się tylko między łóżkiem, lodówką i kanapą. I czasem trwa to całkiem długo. Wyciągają mnie z tego albo wnuki, z którymi uwielbiam spędzać czas albo zbliżająca się kolejna podróż. A jeśli przerwa jest długa, lubię pojechać w góry albo poszwendać się po swojej okolicy piechotą lub rowerem.

Gdy pracowałam, chodziłam też na stepowanie. Uwielbiam to, ale teraz wyjeżdżam tak często, że musiałam zrezygnować, bo nie ogarniam układu, który grupa ćwiczy systematycznie. Jak tylko będę więcej w domu – wrócę do tego!

Myślę, że napędza mnie ciekawość świata, z którą się urodziłam, ale przede wszystkim wspomnienia przeżyć, przygód, emocji. Chcę tego wciąż doświadczać, dopóki mi zdrowie pozwala i pieniędzy wystarcza. I mam nadzieję, że tak będę żyć, dopóki mi się nie znudzi.

A w internecie aż roi się od inspirujących relacji innych podróżników i od okazji zakupu tanich biletów i wypraw, które sprawiają, że po raz kolejny ruszam z domu po przygodę.

 

Jola Rydkodymemerytowana nauczycielka, mówi o sobie „Babcia z plecakiem”. Uwielbia podróże na własną rękę, wędrówki górskie, wyprawy rowerowe z sakwami i spływy kajakowe. Odwiedziła 52 kraje, przeszła setki górskich szlaków, nie tylko w Polsce, przejechała na rowerze tysiące kilometrów, spływała ponad 20 rzekami, a ostatnio także fińskimi jeziorami. Niedawno skoczyła ze spadochronem, nurkowała i leciała balonem.

Chcesz śledzić przygody Joli? Zajrzyj na jej kanały: facebook.com/ktochceszukasposobu  i instagram.com/pani_na_grani

Wywiad powstał w ramach płatnej współpracy z firmą Vasco Electronics – producentem translatorów elektronicznych. 

 

Tagi

Hello world.

This is a sample box, with some sample content in it test.