Dołączając do NEWSLETTERA zgadzasz się na wykorzystanie danych w celu informowania o kolejnych promocjach, aktualnościach i kampaniach. Zapoznaj się z polityką prywatności tutaj - Zobacz
Barbara jest emerytowaną 70-letnią pielęgniarką. Po przejściu na emeryturę, dziesięć lat temu, zaczęła prowadzić zdrowy tryb życia: zaczęła dbać o dietę, jeździć na rowerze, chodzić na pilates i zumbę.
– Byłam pozytywnie zaskoczona – mówi jej córka, Aleksandra. – Kiedy byłam na studiach, myślałam, że mama na emeryturze zwiędnie. Pamiętam, jak wracała z pracy i zalegała przed telewizorem. Kiedyś krzątająca się ciągle i pełna energii, z wiekiem zaczęła ją tracić. Byłam pełna obaw, że Basia skapcanieje.
Dziś Aleksandra, sama dobiegająca pięćdziesiątki, wie, że spadek energii u mamy spowodowała perimenopauza:
– Ze mną stało się coś podobnego niedawno, kompletnie nie rozumiałam, co mi jest, bo byłam przekonana, że do menopauzy mam jeszcze sporo czasu, i skoro nie mam uderzeń gorąca, to osłabienie, brak energii i bóle ciała są objawem jakiejś choroby – wyznaje.
Własne doświadczenia i rozmowy z rówieśniczkami stały się dla Aleksandry inspiracją do stworzenia platformy dla kobiet menopauzalnych Mameno.
Barbarze po menopauzie energia wróciła. W wieku 55 lat, na pięć lat przed emeryturą, skończyła studia medyczne. Gdy przestała pracować, wolny czas zaczęła organizować sobie wypełniając go różnymi zajęciami. Kiedy pięć lat temu została wdową, po pierwszym szoku, że musi nauczyć się rzeczy, których wcześniej nie robiła – robić przelewy, wypełniać deklaracje, decydować o przedłużaniu lub nie lokat bankowych – szybko wzięła się w garść. Z dużą pomocą córki.
– Ola na początku chodziła ze mną wszędzie, bo mnie się trzęsły ręce. Nie rozumiałam, co do mnie mówią w ZUS, urzędzie skarbowym, spółdzielni mieszkaniowej, w banku – wspomina Barbara.
– Pamiętam, jak mama dostała pismo z urzędu skarbowego i o mało nie zeszła. Zrozumiała z niego, że musi wpłacić jakieś straszne pieniądze – potwierdza Aleksandra. – Do urzędu poszłyśmy razem, powiedziałam paniom, że pisma powinny być pisane prostszym językiem, bo dla takiej osoby jak moja mama, wizyta w skarbówce to taki stres, jakby trafiła przed pluton egzekucyjny. Panie przeprosiły i wytłumaczyły, że pismo pisał mało doświadczony pracownik – śmieje się 48-latka.
Potem było już tylko lepiej. Barbara nabrała swobody w załatwianiu spraw urzędowych i postanowiła zacząć penetrować inne, nowe dla siebie, rejony.
– Postanowiłam nauczyć się obsługi komputera – mówi 70-latka. – Zadzwoniłam pod numer z ogłoszenia i powiedziałam: „Wie pan, bo ja całe życie byłam żoną informatyka, ale komputer oglądałam tylko przy okazji wycierania kurzu. Chcę się nauczyć” – wspomina ze śmiechem.
Nauczyła się obsługi komputera, kupiła smartfon i szybko wróciła do salonu Orange po internet bez limitu.
– Mama wtedy mieszkała pod Warszawą, gdzie przeprowadzili się z tatą dziesięć lat wcześniej, na facebookowej grupie mieszkańców, w której też byłam, kiedyś zobaczyłam jej komentarz na post z prośbą o podanie rozkładu jazdy autobusów: „Można sobie sprawdzić z internecie” – napisała mama zniecierpliwiona, że znowu jakaś młoda osoba pyta o ten rozkład – śmieje się Aleksandra, dodając, że dziś jej mama swobodnie robi przelewy w aplikacji banku, chociaż jeszcze trzy lata temu nie chciała słyszeć o bankowości online, dzień zaczyna od scrollowania Facebooka i dwie godziny dziennie spędza w aplikacji Duolingo.
– Od prawie 600 dni nie miałam dnia bez pracy nad słówkami, ciągle jestem w Diamentowej Lidze – uzupełnia z zadowoleniem Barbara.
Widać, że matka i córka dobrze się ze sobą czują i lubią swoje towarzystwo. Wspominają, że przed pandemią kilka razy do roku latały we dwie na krótkie wycieczki do europejskich stolic. Tęsknią za tym i mają nadzieję, że w te wakacje polecą gdzieś znowu po dłuższej przerwie.
– Zawsze się przyjaźniłyśmy – wspomina Aleksandra. – Mamie mogłam wszystko powiedzieć, ja też znałam dużo jej tajemnic. Zawsze mogłam liczyć na jej wsparcie, dlatego wspieranie Basiątka po śmierci taty było czymś naturalnym.
W styczniu Aleksandra, która po kilkunastomiesięcznej przerwie wróciła na siłownię, postanowiła zachęcić mamę do wspólnych treningów z trenerem personalnym.
– Na początku była przerażona. Trochę bała się Grześka – trenera, z którym siedem lat temu zaczynałam przygodę z ciężarami, wydawał się jej groźny – mówi Aleksandra. – Po pierwszych treningach wyglądała na zniechęconą. Mama nie umiała wykonywać ruchów, czuła zmęczenie, wstrzymywała oddech, więc zaczynało jej się kręcić w głowie. Powiedziałam, że będą ją na siłę wypychać na treningi – musi trenować i już. Że rozumiem, że może być zniechęcona, ale nie może odpuścić. Wiedziałam, że trening siłowy pomoże jej przy osteopenii (dzięki leczeniu nie ma już osteopatii), że będzie miała większą stabilność ciała, dzięki wzmocnieniu korpusu i nóg, i że dobrze jej to zrobi na psychikę i ogólnie pracę mózgu – jego lepsze ukrwienie i tworzenie nowych połączeń nerwowych przez to, że wiele ruchów to zupełnie nowe ruchy dla niej, a wiele z nich wymaga koordynacji nóg i rąk, prawej strony i lewej strony ciała.
– Tak, chciałam zrezygnować – przyznaje Barbara. – Deprymowało mnie, że sobie nie radzę, zniechęcało to straszne zmęczenie i późniejsze bóle mięśni. A jeszcze córka mówiła, że ten raz w tygodniu to na początek, że będziemy ćwiczyć częściej. Uważałam, że nie dam rady, że to za ciężkie dla mnie, w końcu mam 70 lat!
– Ale w pewnym momencie coś zaskoczyło w Basi. Kilka razy miała trening jeden na jeden, bo ja nie mogłam dojechać przez pracę. Grzegorz mógł skupić się tylko na niej, pochwalił ją parę razy i od razu nabrała wiatru w skrzydła – mówi Aleksandra. – Parę razy wspomniał o swojej podopiecznej, pani Joannie, która jest po osiemdziesiątce i regularnie ćwiczy z nim od kilku lat. Skoro 80-latka może, to 70-latka tym bardziej. Nigdy nie jest za późno – podsumowuje Aleksandra, która z tego powiedzenia zrobiła motto facebookowej społeczności „Agefree – wolni od metryki”.
Trener Grzegorz Wasilewski, pytany o to, jak pracuje się z osobami w bardziej zaawansowanym wieku, mówi, że tacy podopieczni to źródło wielkiej satysfakcji.
– Pani Basia zrobiła ogromny postęp. Na początku była bardzo zagubiona. Nie rozumiała, jak ma wykonywać ćwiczenia, jej umysł odlatywał. Przysiad w sposób prawidłowy zrobiła ma szóstym treningu, ale jak już załapała, to robi te przysiady świetnie. Widać, że ciało szybko reaguje i pierwsze centymetry już straciła, ma też coraz lepszą postawę – mówi trener. – Do klubu wchodzi uśmiechnięta, zwarta i gotowa – widać motywację, z takimi osobami bardzo dobrze się pracuje – podsumowuje.
– Kiedy zobaczyłam mamę w nowym, odblaskowym stroju do ćwiczeń, wiedziałam, że złapała bakcyla i już nie odpuści – śmieje się Aleksandra. – Ostatnio przyjechała sama w niedzielę pochodzić po bieżni i schodach. Miałyśmy wybrać się razem, ale – wstyd się przyznać – ja dałam ciała. Nie była zła, że ją tak zostawiłam samą. Nie miała problemu z tym, że jest najstarsza na sali, robiła swoje. Jak ją znam, będzie przyjeżdżała w niedziele regularnie, za chwilę na rowerze – ze Stegien do Centrum. Nie cierpi siedzieć w domu w niedzielę.
Barbara dzięki treningom czuje się pewniej w swoim ciele, cieszy ją to, że chudnie i prostuje się, coraz rzadziej boli ją kręgosłup, w którym ma wiele zwyrodnień. Obniżył się jej też poziom cholesterolu, który zawsze był powyżej normy, a jakiś czas temu był już bardzo, bardzo wysoki.
– Cholesterol w normie, cukier w normie, wszystko w normie. Lekarka mówi, że w moim wieku takie wyniki badania krwi to rzadkość – mówi zadowolona 70-latka. Która zauważyła także, że jakby mniej się martwi, chociaż sytuacja w kraju raczej nie sprzyja niemartwieniu się.
Może się spodziewać, że z czasem jej odporność na trudne emocje będzie coraz większa. Wysiłek fizyczny wpływa na chemię mózgu – zwiększa dostępność serotoniny, czyli hormonu szczęścia, kwasu GABA, który działa uspokajająco, i endokannabinoidów – wytwarzanych przez nasz organizm związków, którym zawdzięczamy odczuwanie błogości i relaksu.
– Po wybuchu wojny sama poleciałam na trening mimo zmęczenia. Wiem, że to zapewnia mi stabilność emocjonalną. Powiedziałam Grzegorzowi, że lekarze powinni treningi wypisywać na receptę, szczególnie teraz. Ale żadne z nas nie spodziewa się, że to nastąpi w najbliższych latach.
Aleksandra, specjalistka od tematyki silver generation, która, jak mówi – pisała o seniorach zanim stało się to modne – uważa, że jedyny sposób, żeby zminimalizować problemy, jakie niesie ze sobą starzenie się społeczeństwa, to sprawić, żeby ludzie masowo zaczęli ćwiczyć. Podaje przykład Joan MacDonald – Amerykanki, która 5 lat temu zaczęła trenować jako mocno schorowana i otyła 70-latka. Dziś – szczupła, silna, zdrowa i pełna energii – jest influencerką z ogromnymi zasięgami (jej profil na Instagramie obserwuje 1,6 mln ludzi) i sama trenuje innych. Sprezentowała sobie dzięki ciężkiej pracy dodatkowe lata w zdrowiu, sprawności i samodzielności. I prowadzi życie, o jakim wcześniej nie śniła nawet.
– Widzę Basię jako taką polską Joan – podsumowuje Aleksandra.
Grzegorz Wasilewski trenuje podopiecznych w Warszawie: trenergreg@gmail.com, tel. 512 356 296